W drodze…

Odszedł niespodziewanie Piotruś Jaskow. Jeszcze kilka dni temu wspólnie żegnaliśmy Mirkę Ferenc. Na Jej pogrzebie przypomniał mi, że teraz tylko ja mogę wystąpić jako świadek w jego sprawie ubiegania się o emeryturę. Drugim świadkiem miała być właśnie Mirka. Sprawa odbyła się w środę 17 maja. Sądząc po jej przebiegu, Piotr miał wielkie szanse na uzyskanie emerytury. Wtedy właśnie widziałem Go po raz ostatni… Emerytury nie doczekał…

Jak się dowiedziałem, zmarł w trakcie wizyty na działce u przyjaciół. Szczerze mówiąc, nic nie zapowiadało tej katastrofy. Jak mnie zapewniał, czuł się zupełnie dobrze, chociaż kłopotów miał multum. Można nawet powiedzieć, że Piotrek to był jeden wielki kłopot. Znałem Go od zawsze. Nasze drogi życiowe ciągle się stykały, oddalały… raz towarzyszył mi prawie na co dzień, po czym znikał, jak ten kot, który chodzi własnymi drogami. Dawno niewidziany, zjawiał się na jakiejś imprezie i kontynuował rozmowę rozpoczętą kilka miesięcy wcześniej.

Pamiętam, że przed wielu laty „pod Siódemkami” podszedł do mnie i wręczył mi wizytówkę. Na wizytówce: Piotr Jaskow. W drodze. I nic więcej. Piotrek rzeczywiście cały czas był w drodze, ciągle zabiegany, ciągle zaaferowany i stawiający idiotyczne pytania. Przy tym w jakiś sposób wycofany, niepraktyczny, zgarbiony od problemów, które sam sobie tworzył.

Miałem przyjemność pracować z Nim w „Expressie”. Ja jako miejski reporter, On – fotoreporter. Skarżył się na swego kierownika Gienka Kudaja, czego – szczerze mówiąc – nie rozumiałem. Gienek był przecież gość w porządku. Później byłem przełożonym Piotrka i wtedy zrozumiałem, że Piotrek był znakomity jako wolny strzelec, ale pracownik trudny, bardzo trudny… Był jednak znakomitym kolegą i przyjacielem. To kawał nieocenionej historii naszego środowiska…

Jakieś fatum nas jednak nie oszczędza. W ciągu tygodnia odeszło na zawsze dwoje członków Zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej Oddział w Łodzi – Mirka i Piotrek. Ciągle nas mnie i mniej…

Zastanawiam się, kto też będzie ostatni i zgasi światło? Nie spieszcie się tak, poczekajcie…

Edward