Starsza młodzież na pewno pamięta piosenkę z musicalu „New Jork, New Jork”. To piękna historia o miłości, z Lizą Minnelli i Robertem De Niro w rolach głównych. Światowa premiera odbyła się, jak podają w Google, w 1977 roku. Jaki jest Nowy Jork? Po pierwsze wielki, po drugie – ludny, ponad 8 mln mieszkańców oznacza, że jest w nim, szczególnie w centrum, ciasno i głośno, po trzecie – dość stary, jak na historię Ameryki, powstał w 1624 roku. I tyle danych statystycznych – resztę sobie znajdziecie w sieci. Ja chciałem zobaczyć miasto, które podobno nie śpi w ogóle, połazić po ulicach Manhattanu otoczonych wysokimi budynkami, pojeździć nowojorskim metrem i zobaczyć NYC z wysokości 70 lub 100 pięter, odwiedzić najbardziej charakterystyczne obiekty. I to właśnie zobaczyłem!
Centrum miasta Manhattan – to czytelny układ ulic wzajemnie do siebie prostopadłych i nazwanych lub ponumerowanych. Ulice (Streets) układają się na wschód i zachód, a aleje (Avenue) na północ i południe. Ulice mają numery, aleje nazwy. Jak się opanuje ten schemat, to poruszanie się w NYC jest stosunkowo proste. Dodatkowo trzeba pamiętać, że Manhattan jest górny (na północ) lub dolny (na południe). W internecie znajdziecie mnóstwo publikacji mówiących, jak pieszo i metrem nie zgubić się w Nowym Jorku. Tu chcę tylko opisać moje wrażenia z pieszych wędrówek po tym mieście.
Times Square
Oczywiście, miejsce znane wszystkim szczególnie w dniu kończącym rok. Owa słynna kula pojawiająca się o północy w sylwestra z numerem kolejnego roku pojawia się we wszystkich dziennikach telewizyjnych na świecie. No może nie we wszystkich, ale w większości krajów. Co można powiedzieć o tym miejscu? Jest tam wielu ludzi w dzień, a jeszcze więcej wieczorem i nocą. Na Times Square znajdziecie potwierdzenie, że NYC nie śpi. Wrażenie robią gigantyczne kolorowe reklamy, niezwykle kosztowne, obecne niemal na każdym budynku w tej części miasta. Kula z napisem „2024” świeciła się w trakcie naszego zwiedzania. Fotografie nie oddadzą odmienności tego miejsca od innych części miasta. To po prostu trzeba zobaczyć! Kogo możecie spotkać na Times Square? My spotkaliśmy spacerującego King Konga, artystów ulicy z różnorodnym repertuarem, speców od filmików z naszym udziałem, cyrkowców i tłumy, tłumy ludzi.
Broadway
Nie mogliśmy sobie odmówić spaceru po ulicy teatrów – centrum kulturalnego życia Nowego Jorku. Okazało się, że bilety na niektóre spektakle nie są bardzo drogie i można się na nie pokusić. Niestety, nie mieliśmy na to czasu.
Wall Street
Dzielnica finansowa i ulica nie zrobiły na nas wielkiego wrażenia. Moje konto w banku jest zbyt ubogie, bym mógł poszaleć na finansowych rynkach USA. Mam taką zasadę, że jeśli coś jest poza moim zasięgiem, nie należy się tym przejmować. Budynki, ich ciężkie fasady kojarzą się z „dużą kasą”. Ale jest tam jeden fajny element! Pomnik byka. Jak podchodziliśmy, chciało mi się powiedzieć „za czym kolejka ta stoi”. Tak sobie pomyślałem widząc tłum ludzi otaczających Byka z Wall Street. Okazało się, że to turyści polujący na zdjęcia z głaskania byczka po „jądrach” na szczęście biznesowe – ja zrezygnowałem.
Chinatown
Być w NYC i nie zjeść czegoś „u chińczyka” to poważny błąd – powiedział Paweł, szef naszej wycieczki. Wizyta w Chinatown to wejście do kawałka Chin w Ameryce. Obiad był smaczny i obfity, a spacer po głównej ulicy bardzo pouczający.
Rockefeller Center
Budynek charakterystyczny i znany z filmów fabularnych i dokumentalnych. Ważne jest, że można wjechać na 70 piętro, by z tarasu (jest on otwarty) podziwiać klimat i panoramę NYC. Według przewodników, to wprawdzie nie najwyższa panorama miasta, ale ze względu na położenie wieżowca, najciekawsza.
Zapewne pamiętacie takie słynne zdjęcie pokazujące robotników podczas budowy tego obiektu. Siedzą sobie na stalowej szynie zawieszonej wysoko ponad ulicami i jedzą posiłek. To zdjęcie jest także w tym wieżowcu. Ale gdybyście chcieli poznać smak śniadania na szynie, to na szczycie budynku jest taka zamontowana i za opłatą można doświadczyć tego co robotnicy budujący Rockefeller Centrum. Nie wierzycie? Popatrzcie na fotkę!
Statua Wolności
Zrezygnowaliśmy z wycieczki na samą Statuę i z wchodzenia na jej szczyt. Uznaliśmy i polecamy, że widok ze stateczku przepływającego obok zupełnie wystarczy. Dzięki pomysłowi mojego przewodnika zrobiliśmy to bezkosztowo decydując się na rejs promem na wyspę Staten Island. Prom kursuje co kilkadziesiąt minut i jest darmowy. Z pokładu widać nie tylko Statuę, ale także panoramę Manhattanu, co oznacza, że „mamy dwa w jednym”. A na wyspie też jest wiele do zobaczenia. Promem z różnych powodów kursowaliśmy kilka razy i zawsze było to przyjemne przeżycie. Kiedy ostatni raz popłynęliśmy promem z napisem „Staten Island Ferry” naszemu rejsowi towarzyszyła łódź (na zdjęciu). Dobra ochrona!
Central Park
To prostokątny obszar lasu miejskiego – dziś w samym centrum Manhattanu. Opisywanie uroków tego miejsca byłoby trudne, więc rezygnuję, ale zwiedzić choćby fragment trzeba; musi to być punkt programu w czasie pobytu z Nowym Jorku. Byłem, posiedziałem na ławeczkach i patrzyłem na wielkie budynki otaczające Central Park. Podobno to najdroższe miejsca do zamieszkania i tylko najbogatsi mogą sobie pozwolić na taki kaprys. Jak wieść niesie, można tu spotkać spacerujące sławy filmu i teatru. Nam się nie udało, ale dotarliśmy do bramy domu, gdzie zastrzelony został John Lennon i placyku, gdzie muzycy grają kompozycje Beatlesów. Fajne miejsce do odpoczynku po wyczerpującym chodzeniu po ulicach NYC.
Greenpoint
To dzielnica kojarzona z Polską. Paweł stwierdził, że 20 lat temu można było tu porozumieć się po polsku. Dziś to nie jest prawda. Polacy rozjechali się po innych dzielnicach, ale kilka ciekawych miejsc pozostało. My zjedliśmy ekstraobiad w Karczmie Polskiej; gdy czekaliśmy na otwarcie w kolejce stało już wielu klientów i nie tylko Polaków. Dobre jedzenie przyciąga.
One World Trade Center oraz pomnik Ofiar Terroryzmu 11 Września
Stany Zjednoczone straciły w wyniku ataku terrorystycznego słynne dwie wieże. Na miejscu, gdzie stały, powstały obiekty upamiętniające istnienie tych wież i ludzi, którzy zginęli w ataku. Trzeba to bezwzględnie zobaczyć i zastanowić się nad nienawiścią rozwijającą się wśród nas, prowadzącą do śmierci niewinnych ludzi. Obok pamiętników tragedii WTC zbudowano nowe centrum zwane One World Trade Center. To budynek smukły, mający ponad 100 pięter z możliwością wjechania prawie na szczyt i podziwiania panoramy miasta. Tu jednak ogląda się Nowy Jork przez szyby, co nie umniejsza wspaniałych doznań. Obie wycieczki (także na Rockefeller Centrum) są płatne (ok. 50$). Zdecydowaliśmy, że wjedziemy na obydwa wieżowce, bo pogoda była piękna i widoki fantastyczne. Nie żałuję.
Most Brookliński
W programie zwiedzania NYC nie może zabraknąć Mostu Brooklińskiego. Spacer po tej budowli sprawił nam wiele przyjemności.
Tower TRAMP
Spotkać byłego, a być może nowego prezydenta USA, Donalda Trampa, byłoby wydarzeniem wycieczki. Przechodziliśmy blisko wieżowca Tramp Tower kilka razy. I nagle dostrzegliśmy z dala Trampa stojącego na ulicy przy swoim budynku.
Naprawdę! Dowód na zdjęciu. Tramp jak prawdziwy, jego ruchy, unoszona pięść czy wskazywanie na coś. Dopiero po podejściu okazało się, że to przebrany za Trampa aktor naśladujący do złudzenia byłego prezydenta USA.
Obok stał radiowóz policji i ludzie z ochrony – zero reakcji – wszyscy po prostu spektakl ignorowali. Taka jest Ameryka.
Nowy Jork nocą
Coś naprawdę fascynującego – żadna fotografia nie odda tego, co zobaczyliśmy.
Prom Staten Island Ferry
Jeśli chcesz zobaczyć wielkość Nowego Jorku, musisz wsiąść na prom. Ten wysoki budynek to właśnie One World Center. Faktycznie bardzo wysoki.
I na zakończenie informacja: ten młody człowiek na fotografii to mój siostrzeniec. To on zaplanował i zorganizował cały nasz wyjazd, ustalił co będziemy zwiedzać, a co, ze względu na brak czasu, musimy odpuścić. Gdyby nie zapał Pawła do tej eskapady, nigdy bym nie zobaczył nawet tego maleńkiego fragmentu Stanów Zjednoczonych Ameryki. To co udało się nam przeżyć w ciągu kilku dni to zasługa planów Pawła i moich biednych nóg. Przechodziliśmy bowiem w NYC od 12 do 18 km dziennie, w upale i tłumie ludzi. Ale się udało i to najważniejsze. Dzięki Pawle!
Uwaga praktyczna. Można spokojnie zwiedzać dowolny kraj świata, ale nie da się tego zrobić bez znajomości języka. Według mnie, to podstawa. Starszaki, które walczyły w młodości z rosyjskim i niemieckim, mają dwa rozwiązania: nauczyć się angielskiego albo znaleźć w swoim otoczeniu takiego Pawła i zabrać go ze sobą. Ja tak zrobię w najbliższym czasie. Nigdy nie byłem i nie widziałem Londynu.
Dlaczego cykl tych krótkich opowieści zatytułowałem „Jak rozpocząłem odkrywanie Ameryki”? Bo to wielki kraj, który ma na północy chłody Alaski, a na drugim końcu palmy Florydy. Między tymi skrajnymi stanami USA jest wielka różnorodność ludnościowa, krajobrazowa i klimatyczna. By to odkryć, trzeba nie tylko dużo czasu, ale także pieniędzy i możliwości. Moja podróż tylko w mikroskopijnym stopniu pokazała, jakie są Stany Zjednoczone i spowodowała, że zaciekawiła mnie reszta tego państwa. Czy wystarczy mi czasu i środków?
Roman Ferenc