Frajerski mandat

Lato nas nie rozpieszcza. Zimno, deszczowo, nieprzyjemnie. Urlopy jakoś biegną, dzieci zaliczają wakacje, a ja intensywnie podróżuję. Wieczorem dzienniki TV i radia wszelakie informują nas o wzroście liczby wypadków i o tym, że nadal wielu kierowców jeździ na podwójnym gazie, czyli jak zwykle w czasie wakacji.

I pewnie nie warto byłoby rozpisywać się na ten temat, gdybym jeżdżąc po mieście nie uświadomił sobie o istnieniu miejsc – przeze mnie nazwanych – na „frajerskie mandaty”. Otóż w każdym mieście w Polsce są takie szczególnie ulubione przez funkcjonariuszy policji. To sprytne, chociaż niczym szczególnym niewyróżniające się punkty, gdzie załapanie mandatu jest niezwykle proste i… prawie pewne. Co to są za miejsca? W moim przekonaniu, nie stanowią one szczególnego zagrożenie dla uczestników ruchu ulicznego. Ale mają pewien „myk”. Są sprytną pułapką zarówno na tych, którzy szaleją na szosie, ale także dla „maluczkich”, takich szaraczków jeżdżących po ulicach do pracy, na zakupy czy by odebrać dzieci np. z półkolonii. Zaczynają tu bowiem działać przepisy kodeksu drogowego w pewien specyficzny sposób. By wyjaśnić, posłużę się przykładem z Łodzi.

Kiedy wjeżdżamy do miasta od strony Pabianic, na ulicy Pabianickiej bombardują nas znaki o dozwolonej prędkości 70 km/godz. Z racji obowiązujących przepisów pojawiają się one bardzo często, po każdym skrzyżowaniu Pabianickiej z ulicami dochodzącymi. Kierowca jedzie więc żwawo w kierunku ronda Lotników i stara się nie zgubić w tłoku pojazdów. I tu czeka go niespodzianka – począwszy od skrzyżowania ulicy Prądzyńskiego/Łukowej z Pabianicką znak 70 km/godz. znika i zgodnie z przepisami obowiązuje teraz prędkość 50 km/godz. w obszarze zabudowanym.

To miejsce jest ulubione przez funkcjonariuszy, którzy nie wykonali „planu mandatów”. Dziś, jadąc do miasta, widziałem naszych dzielnych policjantów drogówki obskubujących z zasobów finansowych tych łodzian, którzy zatracili czujność w tym miejscu. Czy jest to miejsce szczególnie groźne? Nie, jeżdżę tamtędy przez ponad 20 lat i nie widziałem tam żadnego wypadku czy stłuczki. Zapewne jakieś się były, bo zdarzają się na wielu mniej ruchliwych ulicach miasta. Więc skąd taka sytuacja? Z nieuwagi kierowców, z jazdy trochę na pamięć oraz z braku koncentracji i… tu mógłbym wymieniać jeszcze wiele przyczyn. Oczywiście, nic nie usprawiedliwia kierowcy, który narusza przepisy kodeksowe. Są po to, by ich przestrzegać i kropka. Ale jestem przekonany, że gdyby tuż za tym skrzyżowaniem pojawił się znak „dozwolone 50”, sytuacja byłaby zdrowsza. U wielu kierowców zadziałałby mechanizm ostrzegawczy, zareagowałyby również ostrzeżenia generowane przez współczesne, nowocześnie zelektronizowane samochody. Ale nie byłoby miejsca na dorabiane mandatów od frajerów.

Ktoś powie – czepiasz się funkcjonariuszy, którzy na co dzień i tak mają sporo ciężkiej pracy. Może to prawda, ale podróżując po Polsce w tym roku na wielu tarasach nie spotkałem ŻADNEGO PATROLU!!! Na szybkich drogach byłem wyprzedzany przez pojazdy jadące z prędkościami często dwukrotnie przekraczającymi wartości dozwolone. Wypadków nie było, ale po co prowokować zdarzenie z okolic Piotrkowa, gdzie spłonęła trzyosobowa rodzina. „I gdzie te chłopy” pytała Danuta Rinn w swojej piosence. Gdzie nasze policyjne orły? Nie ma, nie ma. Powiedzenie – nie jest ważna kara, ale jej nieuchronność – jest prawdziwe, lecz sprawcę trzeba złapać. By złapać, policja musi być na drogach!

Może zamiast działać w miejscach do łapania „frajerskich mandatów” wysłać patrole na szosy, kontrolować, pouczać i dobrze oznakowywać miejsca, by kierowca nie musiał zastanawiać się, co tu obowiązuje. Trzeba dać mu, jak mówi młodzież „info” lub zmienić organizację ruchu, by nie było żadnych wątpliwości. Kierujący podejmuje decyzję w ułamku sekundy, nie ma czasu podczas jazdy przypominać sobie szczegółowych zapisów kodeksu ruchu.

Czas, by zastanowić się, dlaczego popełniane są wykroczenia i próbować przeciwdziałać tak, by jadącym było łatwiej? Polecam tę refleksję zarówno naszej policji, jak i kierowcom gnającym w kierunku gór, morza i jezior.

Roman Ferenc