Niestety, stosunek rodaków do przepisów jest bardzo luźny. Jeżeli trzeba ich przestrzegać – to dotyczy innych – ja za bardzo nie muszę.
Im jestem starszy, tym bardziej łamanie prawa staje się dla mnie dokuczliwe. Ostatnio wybrałem się na spacer po Piotrkowskiej. Trzeba od czasu do czasu zobaczyć, co dzieje się się na najważniejszym deptaku miasta. Piotrkowska żyje, najdynamiczniej pod koniec tygodnia. Kafejki i restauracje pełne ludzi, gwar, muzyka, wesołe rozmowy. Chce się popatrzeć, posłuchać.
I kiedy tak pogodnie odbierałem klimat Piotrkowskiej na jezdni pojawi się oni, piękni i szybcy na swoich hulajnogach. Myślę, że dobrze pamiętam, że w naszym kraju hulajnoga powinna poruszać się z prędkością max 25 km/godz. To, co przemknęło przede mną ulicą, jechało znacznie, znacznie szybciej. Rozwiany włos młodzieńca, uśmiechnięta buzia, słowem jak w serialu „Szybcy i wściekli”. Hulajnoga ma małe kółka. Nietrudno wyobrazić sobie, że kamyk, skórka z banana, śmieć, przechodzień, który wkroczy na jezdnię mogą spowodować wypadek. Młody człowiek, bez kasku zderzając się z jezdnią ma duże szanse odnieść poważne rany, a nawet stracić życie. Szczególnie, gdy mknie z bardzo dużą prędkością i nie liczy się z tym, że może zrobić krzywdę idącemu przechodniowi. Rozejrzałem się za stróżami porządku, za przedstawicielami Straży Miejskiej. Brak, a cała akcja działa się tuż przed ich siedzibą. Dlaczego hulajnogi mogą jeździć tak szybko? Kiedy spojrzałem w zasoby internetu to liczba porad, jak zwiększyć ich szybkość jest olbrzymia. Na tym się zarabia.
Mam wrażenie, że w najbliższej przyszłości nic się nie zmieni. Dopiero gdy zginie człowiek, zaczniemy zastanawiać się, co zrobić, by uniknąć takich sytuacji. I będziemy dawać bardzo mądre rady, będziemy szukać winnych i dywagować, jak trzeba działać w przyszłości. Czyli mądry Polak po szkodzie. Może choć raz zaczniemy coś wcześniej, zanim młody chłopak czy dziewczyna zginie pędząc na hulajnodze.
Roman Ferenc