Uczestniczyłem ostatnio w miłym spotkaniu towarzyskim osób określanych jako starsi mieszkańcy naszego miasta. Dyskusja, jak zwykle podczas takich zgromadzeń, krążyła wokół zdrowia, kłopotów z usługami medycznymi, radości z dzieci i wnuków oraz sytuacji ludzi starych. Jeden z uczestników, człowiek budownictwa, przypomniał fakty z przeszłości. Wielu łodzian budowało domy, duże domy z myślą o tym, co stanie się na starość. Marzyli o wielopokoleniowych gospodarstwach, gdzie sędziwi rodzice wspólnie z ich dziećmi i wnukami spokojnie realizować będą schyłek swojego życia. Jestem przekonany, że nie ma fajniejszego widoku niż pracujące dzieci i radośnie szczebioczący drobiazg. Dziadkowie stają się wtedy bardzo przydatni – a to odprowadzą latorośl do przedszkola czy szkoły, a to poczekają na ich powrót, dadzą coś dobrego do jedzenia, spróbują ulżyć zapracowanym rodzicom. Tak to miało być w marzeniach naszych starszych przyjaciół z zapałem budujących swoje wielorodzinne domy. I co się stało?
Ukochana córka czy syn po ukończeniu szkół poszukali sobie innego, nowego życia. Wyjechali do innych dzielnic, miast, ba nawet do innych krajów. Marzenia o wielopokoleniowych domach bardzo często legły w gruzach. Starzy rodzice przekonani, że w jesieni swojego życia ktoś zaparzy im herbatę, przez chwilę potrzyma za rękę, pogada, poopowiada o sukcesach i porażkach, doświadczają dziś, tego co dla nas, starszaków, jest najgorsze – samotności. Czy należy się dziwić dzieciom, że z zapałem walczą o swoje życie? Nie, to w czasach nieustannego pędu do pracy, zarobków, nawet bogactwa jest oczywiste. Starzy rodzice, mający szczęście, jeśli są we dwoje, muszą sami dawać sobie radę. A przecież w wielu przypadkach zostajemy samotni, bez życiowych partnerów. Jeśli jesteśmy sprawni, potrafimy, jak to się popularnie mówi „zrobić koło siebie”, to nie ma sprawy. A co mają zrobić ci, którzy na stare lata mają kłopoty, często zdrowotne, nie potrafią poruszać się po świecie komputerów, smartfonów, błyskawicznej elektronizacji życia? Czasami są bezradni jak dzieci. Ich piękne domy o dużych metrażach, bo miały przecież służyć pokoleniom, stoją puste, niewykorzystane, z obciążeniem kosztów ogrzewania, konserwacji i obsługi bieżącej. Dzieci w wielu przypadkach partycypują w utrzymaniu rodzicielskiego majątku. Przecież ci starzy kiedyś odejdą, obiekt się sprzeda i będą z tego jakieś pieniądze. Starość w takim przypadku, staje się udręką, okresem smutnym i uciążliwym. Nikt nie chce, by go ktoś obsługiwał w intymnych momentach, by wycierał pobrudzone posadzki, prał poplamioną odzież.
Powiecie oczywiście, że społeczeństwo stara się, że są oferty dla seniorów, że można inaczej, że życie na emeryturze może być fajne. Racja, to wszystko prawda. Tu chciałbym jednak zająć się jednym z elementów życia staruszków. Co zrobić z wielkim domem, jak poprawić coś, co nazwałbym rotacją pokoleniową. Myślę, że jest to pomysł na biznes. Co przeraża starych ludzi przed opuszczeniem domu budowanego często przez lata z olbrzymimi wyrzeczeniami? Wiele. Po pierwsze żal przed opuszczeniem czegoś, co było kiedyś sensem życia. Tu zostawiliśmy pot, łzy i wiele groszy zdobytych z wielkim trudem. I teraz mamy to zostawić, oddać w cudze ręce? Po drugie, strach przed przeprowadzką. Nie bez kozery mówi się, że starych drzew nie należy przesadzać. Tu mamy sąsiadów, znamy teren, wiemy co i jak, a w nowym miejscu będziemy się musieli tego nauczyć. Damy radę czy nie? I wreszcie coś, co nazywa się przez nieco złośliwych przyda się. Przez lata obrastamy w setki różnych rzeczy, z wieloma łączą nas sentymentalne wspomnienia, inne mają jakąś wartość dla nas, dla innych są niestety zwykłym śmieciem. Jak te nasze rzeczy przenieść z wielkiego pełnego zakamarków domu do małego mieszkanka, jakie nam się oferuje i które będzie w zupełności wystarczające. Nie da się, a trzeba. Z jednej strony, mamy dom zbyt duży i zbyt kosztowny w utrzymaniu, a także niepotrzebny, z drugiej zaś – uciekający sentyment do czasów minionych, bo wtedy przecież byliśmy piękni i młodzi. A dziś z tego powiedzenia pozostało jedynie „i”.
I tu widzę niszę do zagospodarowania biznesowego. Firma o nazwie np. „Nowe życie” oferuje full serwis każdemu, kto chce pozbyć się starego domu i zacząć na emeryturze nowe, fajne życie. Zadaniem takiej firmy byłoby znalezienie osób mających za duże domy, przekonanie ich, że mogą resztę życia spędzić inaczej, poszukanie oferty spełniającej oczekiwania starszych osób i obsłużenie całego procesu przeprowadzki. Wiem – jest to bardzo trudne, ale czy współczesny biznes jest prosty? Wiem też, że potrzebne są tu nie tylko wyjątkowa subtelność w rozmowach, ale też mała pazerność biznesowa oraz kontrola, by staruszkom nie stała się krzywda. Ale to da się zrobić. Trzeba tylko wszystko w głową zorganizować i… zadziała.
Może to jest pomysł…
Roman Ferenc
PS Urząd Statystyczny w Łodzi podkreśla, że miasto starzeje się, a liczba ludności drastycznie spada. Na 100 osób w wieku produkcyjnym przypada niemalże 70 osób w wieku nieprodukcyjnym. I z takim stanem musimy sobie poradzić.