Na początek przytoczę stary dowcip, którego sens okazuje się dziś wcale nie taki płytki. Znamy opowieści o rybakach i złotej rybce, co to miała spełniać ich życzenia w zamian za wolność. Ten, który chcę przypomnieć, ma mniej więcej taką treść. Złowiona przez Amerykanina, Francuza i Polaka rybka zaproponowała, że spełni po jednym życzeniu każdego z nich. Amerykanin zażyczył sobie samochód, piękny i wielki, tak by sąsiadowi „szczęka opadła”, Francuz poprosił o piękną niewiastę z umiejętnością gotowania, a Polak opowiedział rybce o krowie sąsiada, że jest piękna, daje dużo mleka i w ogóle nie ma doskonalszej w okolicy. – Chcesz mieć lepszą? – zapytała rybka. – Nie, chcę, by mu zdechła!
Dlaczego przypomniałem ten żart? Bo pokazuje on jedną z wad narodowych Słowian znad Wisły i Odry. To niczym nieskażona zazdrość. I tu różnimy się od obywateli wielu innych nacji. Oni dążą, by być lepszymi, zazdroszczą pozytywnie, chcą robić lepiej, osiągnąć wyższy wynik, pokonać sąsiada potężniejszym rezultatem swoich działań. To się nazywa „równać w górę”, my wolimy „równać w dół”. Mamy radochę, gdy komuś się nie uda, gdy się potknie, bo wtedy nas nie pokona, jest zabawnie. I teraz z niepokojem obserwuję postępującą tendencję wzrostową takich zachowań.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to działająca od 33 lat formacja, która za cel swojego istnienia i działania stawia zebranie środków na sprzęt dla ratowania dzieci. I tyle! Pracują przy tej operacji w większości młodzi ludzie, a czerwone serduszka znajdujemy wszędzie, jeśli tylko los zawiedzie nas do placówek służby zdrowia. Szefem tej instytucji jest Jurek Owsiak (przepraszam pana Jerzego Owsiaka za spoufalanie się i mam nadzieję, że się nie obrazi), człowiek sam jak orkiestra, dziennikarz, fan młodzieżowej muzyki, świetny organizator. Trafia do ludzi młodych słowem, gestem, zachowaniem. A przecież to nie jest młodzieżowiec! Oni go słuchają, kochają za to, co robi, za to, że pozwala im przez jeden dzień, by byli najważniejsi, dumni ze swojej aktywności. Zawsze wydawało mi się, że jest to godne największych aplauzów. Z tym większym zdumieniem obserwuję paskudne ataki na Jurka i WOŚP, a grożenie panu Owsiakowi śmiercią przekracza wszelkie granice…
Zastanawiam się, na czym polega nienawiść (tak, to jest nienawiść!) do Jurka Owsiaka. Od bardzo wielu lat rokrocznie aktywnie współdziałam z Orkiestrą. Dziś nie pamiętam, czy swoje parę złotych wrzuciłem 33 lata temu, czy trochę później. Ale rok w rok, od kiedy WOŚP jest mi bliska, staram się znaleźć na ulicy młodego człowieka i do jego puszki wrzucić kwotę, na jaką mnie aktualnie stać. Nie biorę udziału w licytacjach z kilku powodów, ale najważniejszym jest brak dostatecznej kasy, by tam poszaleć. Każdego roku jednak znajduję w swoim portfelu pieniądze przeznaczone dla tej inicjatywy. I w 2025 też tak zrobię – będę wspierał Orkiestrę, mimo że jako emeryt nie jestem bogatym obywatelem naszego kraju.
Każdego roku, i co najgorsze coraz częściej przed terminem Finału WOŚP, pojawiają się brutalne ataki na tych młodych ludzi zaangażowanych w charytatywną akcję adresowaną do obywateli naszego kraju. Każdy normalny człowiek słysząc inwektywy, a nawet groźby śmierci wysyłane pod adresem Jurka Owsiaka, zastanawia się, co jest grane, jaki jest cel takich działań. Ludzie, dajcie mu spokój! Niech dalej robi to, co robi dobrze. Niech zbiera na sprzęt, na który jeszcze naszego państwa nie stać. Jeśli nie lubisz Owsiaka, a masz takie prawo – trudno, ale zwyczajnie nie przeszkadzaj, odpuść. Przecież nikt cię nie zmusza, byś dawał jakiś grosz na WOŚP. Być może Twoja córka, syn, wnuk, bliski krewny będzie żył dzięki temu sprzętowi. Jak się będziesz wtedy czuł? Tym bardziej, że nikt Ci nie wypomni, iż nie znosisz Owsiaka i jego Orkiestry. Będzie ci łyso, a WOŚP z Owsiakiem niech gra dalej, dopóki choćby w części społeczeństwa drga nuta współodpowiedzialności za dzieci, nasze dzieci.
I tak będzie, mimo tej negatywnej zazdrości, która drzemie w niektórych.
Roman Ferenc